środa, 10 sierpnia 2016

Przychodzi baba do rakarza 2

     Ponownie przekonałam się o ponadczasowości i utylitarności obrazka z poprzedniej notki. W zasadzie powinien być on w nagłówku wszystkich postów o moich intymnych kontaktach z przedstawicielami współczesnej szeroko pojętej medycyny, jako synonim poniższego motta: 


     Otóż ponownie miałam bliski kontakt z przedstawicielem gatunku ZUSus erectus. Ale nasz stosunek nie był orgazmiczny, o nie! Chociażby dlatego, że ZUSus okazał się kobietą, jak wniosłam z lustracji członków ozdobionych dosyć krzycząca biżuterią. (Ale nawet gdybyśmy byli różnopłciowi, to nie byłby to kontakt satysfakcjonujący). Biżuteria krzyczała głosem tysięcy moich poprzedników, bowiem to, co oplatało nadgarstki kobietona, bardzo przypominało ludzkie kły. Czerwone kły, więc na pewno okrwawione i okupieniem cierpieniem mas. Trofea zdobywane przez sześćdziesiąt lat jej panowania. Ale zanim dojdę do opisu mojej bogdanki, opiszę polimorficzną, a wręcz poligamiczną grę wstępną z ZUSem.

     Pojawiłam się u bram piekieł już w nocy, o 7 rano. Na dworze tymczasem panowała mleczna mgła, w której niknęły wypełnione ciałami ludzkimi tramwaje niczym trupie, obżarte widma. Samochody sunęły po mokrym asfalcie i wpadały w rowy mariańskie Ronda Kaponiery, a ludzie błąkali się jak dzieci we mgle. Dotarłam na miejsce kaźni szarp 7, a już przed okienkiem rejestracyjnym tkwił nieruchawo spory tłumek ni to rannych ptaszków, ni to owiec napchanych siarką. Ominęłam więc go zgrabnie i pobieżyłam ku okienku, by się zakolczykować numerkowo. Numerka jednak nie odbyłam niezwłocznie, gdyż tłum owiec wykopał mnie pod ściankę, gdzie, jak się okazało czekało na mnie miejsce z napisem "czternasta owca w kolejce". No dobra. Nie zdobędę ZUSusa tak łatwo i szybko. Tu trzeba swoje odczekać. ZUSus okienkowy płci żeńskiej po chwili sam się zdeflorował odchylając szybkę. Bomba w górę!


     W zasadzie w tej instytucji widać jedynie same kobiety. Kobietony wręcz. One chyba rozmnażają się partenogenetycznie w zawiłościach setek korytarzy. Samce tego gatunku najprawdopodobniej nie występują w stanie naturalnym. Albo są znaturalizowane, jak w Seksmisji, tuż po urodzeniu i wychowywane na ZUSusa w schowkach na szczotki. Dzieci takie poi się zapewne roztworem sody kaustycznej i karmi wiórami z niszczarki, a potem, po 70 latach wypuszcza i sadza za biurkiem.

     Taki właśnie kobieton zrobił mi wiwisekcję. Ale nie wyprzedzajmy faktów! Wystarczyło, że  niemal wyprzedziłam windę, Jako jedyna zdobyłam bez asekuracji trzecie piętro i to północną ścianą.
 
    Wzbudzając fale na wypolerowanym parkiecie skierowałam swe kroki ku gabinetowi X. Drzwi do gabinetu stały otworem, wewnątrz ziała pustka, którą wypełniała ZUSuska z rzeczonymi kłami na przegubach. Stałam więc i patrzyłam jak powolnie zakładała kitel i nalewała wodę do elektrycznego dzbanka, by uczynić sobie poranną kawę albo wywar z ludzkich szczątków, które zapewne trzymała w szufladzie. Zerkałam nienachalnie z głębin korytarza, ale to już wystarczyło, by ją rozsierdzić.

- Proszę przeczytać, co jest napisane na drzwiach i się zastosować!!

Hm, ja zawsze się stosuję, a w urzędach to już w szczególności, do tego stopnia, że zawsze czuję się winna jak skazaniec przed słuszną gilotyną i nie śmiem nawet prosić o wodę i suchy chleb, żeby nie mitygować personelu. Musiałam wejść do gabinetu, by na otwartych na całą szerokość wrotach przeczytać wiadomość na przybitym siekaczem do drzwi świstku, żeby czekać w poczekalni. Poszłam karnie za róg i spoczęłam na krzesełku. Po połowie kawy wezwano mnie na badania przyżyciowe. Tętno, ciśnienie ponadnormatywne, wzrost również (urosłam jakieś 2 cm przez noc, hm), po czym szereg ważkich pytań. Wśród nich kluczowe, po którym straciłam przytomność, osiągnąwszy rekord świata w hipertensji. Kobieton cedził bardzo wolno, jak niepełnosprawnej umysłowo:

- A teraz proszę opowiedzieć, co pani jest i nie używać słownictwa, którego pani nie rozumie.

Ocknęłam się na korytarzu. Fale parkietu wyniosły mnie na świeże powietrze. Usłyszałam, jak za moimi plecami z ponurym skrzypnięciem zawierają się wrota Mordoru.

I'll be back!




16 komentarzy:

  1. Napisałaś to wizjonersko zanim tam poszłaś, czy jednak przeżyłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyłam, udało się przywrócić mnie na tę stronę mostu. A teraz zamierzam sobie pożyć jak królowa, a jak!

      Usuń
  2. eee....eee..no nie bardzo wiem co napisać..ale jak to powiedział okulista do ciężarnej klientki na komisji w ZUSusie "teraz się Pani łożysko nie odkleja" znaczy się okulista "jasnowidzący".. żyj i trwaj.. obyś za często nie musiała wpadać w objecia rakarza..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój narząd ruchu ostatnio oceniała pani hematolog. Teraz nie zerknęłam na specjalizację, bo mi panie zabrały karteczkę i wręczyły inną. A potem ja dałam tę inną właśnie i otrzymałam kolejne. Wymieniamy się jak muszelkami.
      A może okulista chciał powiedzieć, że nie odkleja się siatkówka?

      Ha, w następnym odcinku będzie grande finale! Nie opuszczaj stanowiska, Lamio!

      Usuń
  3. Czekam w napięciu na kolejny odcinek! Pragnę jedynie nadmienić, że w szczecińskim ZUSie pacjentów neurologicznych czasem bada ginekolog mężczyzna, więc proszę mi tu nie szkalować instytucji, że niby parytet ma zachwiany!
    PS. Jeśli tekst pani LO jest autentyczny, to pragnęłabym ją poznać osobiście, aby wręczyć jej medal olimpijski a skroń ozdobić wieńcem laurowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bada odruchy na wziernik?
      Mnie hematolog badała właśnie neurologicznie, czy nie ciągnę nóżką i czy Babiński dobrze się czuje, a ta wcale, nawet młoteczkiem w kolano nie puknęła.
      I, zaprawdę, powiadam Ci, Momarto, tekst jest oryginalny. Żebym jeszcze się wymądrzała, choćby na temat licznych protruzji krążków, ale nic!
      Więc nie operowałam nawet terminologią typu - odcinek piersiowy, ból między łopatkami, promieniowanie do kończyny dolnej. Powiedziałam i dotknęłam palcem - boli mnie tu i tu, a jak się schylam rachitycznie, to tu, a tego to w ogóle nie zrobię. I tak, o.

      Usuń
    2. Niestety (?) nie wiem jak przebiega badanie, gdyż nie miałam osobistej przyjemności (?). Twoja koncepcja, choć śmiała, wydaje się jednak mieć silne podstawy, tak teoretyczne, jak i praktyczne.
      Odcinek piersiowy to jeszcze pal sześć, ale gdybyś odróżniała odcinek C od odcinka S, że o L nie wspomnę, jak nic zostałby wezwany egzorcysta!
      Swoją drogą, zmieniając nastrój na poważny, to niezłe studium przypadku. Jak w jednym zdaniu ująć swój stosunek do ludzkości. Pogardliwy.

      Usuń
    3. To badanie było ciut inne od hematologicznego.
      Wymagano ode mnie wyciągnięcia rąk przed siebie, na boki, do góry. Z dłońmi do góry i do dołu. Z zamkniętymi oczami dotknąc nosa (ha, zalążek badania neurologicznego!) I wymagano ode mnie zrobienia skłonu. A tak się składa, że skłon nauczyłam się robić dokładnie dwa dni wcześniej, albowiem byłam u ... człowieka chrupiącego kręgosłupem. Ale to opowieść na inna notkę, bo zostałam wzięta podstępem.
      Nie operowałam takimi literkami, bo chyba to nienormalne, że je znam i używam? To tak, jakby zataić, ze się wie, który ząb to górna szóstka. Człowiek musi się odmóżdżyć.

      Tak, ta pani była po prostu arogancka. Bardzo nieprzyjemna wizyta, byłam zdeprymowana. Czułam jak rośnie mi kucyk z fiołem na głowie i opada kolanówka.

      Usuń
    4. No o co Ci chodzi? Romberg był? Był. A poza tym bez zmian, że zacytuję z pamięci: oddechowo i krążeniowo wydolna, nie stwierdzono odchyleń, które miałyby istotny wpływ na stan czynnościowy badanej.
      Przypomniało mi się jak ksiądz Kaczkowski opowiadał (albo pisał?) o jednej ze swoich wizyt lekarskich. Na stwierdzenie pani doktor "rozbieramy się" odpowiedział: "pani pierwsza". Gdybyśmy wszyscy tak potrafili (ustawiam się z Tobą w jednym szeregu, żeby nie było), może chociaż paru idiotów cokolwiek by zrozumiało?

      Usuń
    5. Ha! A wiesz, że jak tak właśnie niedawno powiedziałam i to ginekologowi?! I to bez podpowiedzi ks.Kaczkowskiego :D

      Krążeniowo wydolna ponadnormatywnie, bo mi się arytmia akurat uspokoiła z nerw. A puls mam zawsze koło 90 w spoczynku, widzisz, jestem jak mały żółty kurczaczek :P

      Usuń
  4. Nie mogę uwierzyć, że w tym wieku (czytaj: mając tyle lat) kobieton jeszcze pracuje na etacie!? To jest posada dla hobbystów, fascynatów, czy frustratów? A może krótkie przedłużenie epoki lat siedemdziesiątych. Czy aby na pewno Kochana nie przekoczyłaś jakiejś bariery czasowej tym swoim szybkim zdodyciem trzeciego piętra?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie w ZUSie niczym nie różnią się od pań obciążających krzesełka w US i UP. To faktycznie jakiś inny gatunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, śmiem zaprzeczyć. Miałam kontakt ze wszystkimi. Te z UP starają się być nawet pomocne i miłe. Z US cierpią za milijony, ale te z ZUSu są po prostu niemiłe i opryskliwe. Albo ja mam pecha.

      Usuń

Po każdym komentarzu autorka robi przysiad (nadal oczywiście dodawany jest 1cm w biuście).