sobota, 21 września 2013

mój pierwszy raz

początek września 1998...
   Tarabanię się na górę greckich bóstw, wchodzę noga za nogą, staram się nie potknąć o kamienie i nie wyrżnąć siekaczami w gołoborze. Nachylenie stoku wymusza  na mnie pozycję kobiety dźwigającej chrust. Śródziemnomorskie słońce sadystycznie wysysa ze mnie wszystkie soki, ale myśl, że za chwilkę uzupełnię ujemny bilans płynów trzyma mnie jeszcze po jasnej stronie świadomości. Na szczycie zapewne czeka na mnie cudny Apollo z kieliszkiem nektaru, a Zeus uklepuje już miękką chmurkę pod zadek.
Aż w końcu - w znoju, trudzie i oparach absurdu zjawiam się na szczycie Olimpu. Jestem Królową Świata! Udało się, na Zeusa, udało mi się!
Dookoła gaje oliwne w niebieskozielonym zamszowym kolorze, otoczaki skąpane w słońcu, pocięte ścieżynkami pola, a na horyzoncie majacząca koronka gór. Widok zapiera dech w piersiach.

Zdjęcie zdjęcia, więc pardon za jakość i fragment wykładziny dywanowej.
I, jak widać- mój awatar nie kłamie ;)

A tydzień wcześniej...
- Mamino, dalej, bierzemy ten stół i niesiemy! Hoooł siup!

Akcja trwała jakieś 0,75 sekundy, tyle, ile wędrówka impulsu nerwowego pokonującego drogę z lędźwi do mózgu i z powrotem. Poczułam taki ból w krzyżu, jakiego nie czułam nigdy wcześniej. Dosłownie złamał mnie na pół, jak scyzoryk. Nie wiem już jak udało mi się dowlec do łóżka. Ból przeszywał nie tylko plecy, ale biodra i miednicę. Coś na kształt raptownie wbijanej długiej igły, jak bor stomatologiczny zahaczający o nerw zęba. Przeszywający i odbierający zmysły. Wylądowałam na neurologii. (Jak kilka razy później się okazało, z kręgosłupem zawsze ląduje się na neurologii, nie na ortopedii.) W izbie przyjęć badania- rtg, opukiwanie młoteczkiem, sprawdzanie odruchów nerwowych. Wszystko ok, jak się okazało. Miły pan doktor wypisuje recepty i zalecenia.

- Zastrzyki, jakieś 10 dni i powoli będzie Pani chodzić.

- Jakie zastrzyki, panie doktorze! Ja za kilka dni wyjeżdżam na objazdową dwutygodniową wycieczkę po Grecji kontynentalnej i Peloponezie! Ja muszę być na chodzie, nie ma takiej możliwości, żebym odwołała wyjazd i nie ma możliwości, bym aplikowała sobie zastrzyki w autokarze!

Lekarz podrapał się po głowie, spojrzał zza okularów i kręcąc głową wypisał receptę na tabsy. Standard- Majamil, Sirdalud. Kilka dni później siedziałam już w  autokarze - prosto jak Nefretete. I tak przez dwie doby i na dokładkę trzecią dobę na promie. Walizę targał Małż, był to nasz pierwszy wspólny wyjazd i od tej pory - od roku 1998 po dziś dzień jest on głównym bagażowym, kierowcą i tragarzem. Dlatego też 4 i 8 lat później urodziłam sobie synów, a nie córki ;)  Ale porody to już inna historia, tu również będzie wesoło ;)

I tak oto, w nader spektakularny i burzliwy sposób, objawił się początek mojej choroby. na razie tylko jednej - ave, Dyskopatio, moja siostro syjamska!


wrzesień 2013...
   Pisze do mnie serdeczna koleżanka, którą czeka wejście na Olimp, ma obawy, trochę się denerwuje, czy da radę. Ja Ją uspokajam słowami, że jak ja dałam radę w takim stanie, to Ona wbiegnie na ten pagórek z lekkością kozicy, pół godzinki i po sprawie.


I w tym miejscu wszystkie opowiastki zazębiają się. Szukam zdjęcia, na którym siedzę na dachu Grecji. Zziajana, dumna i blada, że udało mi się (mnie oraz grupce emerytek) zdobyć Olimp. Wertuję kartki albumu, wertuję, jest! Zdjęcie, o które mi chodziło. Ale co to? Jak to? Gdzie Olimp? Gdzie strumienie ambrozji? Pod fotografią podpis stoi jak wół: "Akrokorynt - wysokość 575m n.p.m."
 Myślę, że oto nadeszła pora, by zwiększyć dawkę lecytyny i dorzucić Geriavit.

Dorotko - pardąsik za drobny błąd. Wszak przez wszystkie lata byłam przekonana, że byłam na Olimpie. (Małż oczywiście też jest przekonany do tej pory, że był na Olimpie, ale pomylił Olimp z Olimpią). Ale powiedz, że dzięki mnie nie bałaś się wejścia na te prawie 3 tysiące metrów, prawda? Podczas podejścia, w ciągu tych 6-ciu godzin mordęgi i prucia mięśni przy kości, myślałaś zapewne wtedy o mnie, że skoro renciści i pandeMonia na lekach mogła, to Ty tym bardziej! ;)
Ale uwierz, dla mnie to było jak zdobycie Olimpu i K2 razem wziętych ;)

***
Polecam lekturę komentarzy, stanowią one przedłużenie postów :) Mirabelko - tyś chwat!

16 komentarzy:

  1. Dyskopatio, Lordozo i Kifozo wyście moimi druhnami :)
    Olimp z Olimpią, to jak pomylić beret z kapeluszem - w zasadzie nie widzę różnicy ;)))
    I pytanie: Czy autorka robi przysiad po każdym komentarzu? Nawet takim od czapy, czy tylko konstruktywne wyginają jej kolanka?
    No i czy te centymetry to mogłabym sobie odejmować z bioder, czy one tylko przypisane odważnikom z odcinka piersiowego autora?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lordozę i kifozę to się powinno mieć, w końcu kręgosłup powinien stanowić literę S, a nie I.

      Olimp z Olimpią to tak mniej więcej jak pawia z pawianem ;)

      Robi, robi, do codziennej gimnastyki dokłada przysiady z komci i wykonuje je dokładnie. I podkreślam - KAŻDY komentarz niesie w sobie ten dodatkowy walor. Co do centymetrów, to Cię zasmucę, że nie jest to transakcja ja Tobie a Ty mi... Twoje biodra zostaną bez zmian, no ale chyba nie jest dramatycznie?

      Usuń
    2. Ale Lordozę i Kifozę trza mieć jeszcze tam gdzie jej miejsce. ;)

      Ależ dramatycznie właśnie! Miej więc litość!
      W końcu zad jest dodatkowym obciążeniem dla mojego kręgosłupa.

      Usuń
    3. Mirabelko, widzę, że będziesz gwiazdą tego bloga z racji podobnego do niej kręgosłupa ;) Boję się pomyśleć, gdzie Ty masz te -ozy! ;)

      Niech Ci będzie, będę odsysać mentalnie.

      Usuń
    4. Tyś gwiazdą, ja Ci blasku nie zamierzam zmatowić. :)

      Za mentalne dziękuję, dobre i to ;)

      Usuń
  2. 0.75 sekundy a tyle się porobiło... Tej wspinaczki w takim stanie serdecznie gratuluję i podziwiam. Ja ostatnio porwałam się na marsz nocny (taka akcja charytatywna) i choć km bardzo dużo nie było, to w drodze powrotnej byłam gotowa zamienić się na biodro z kimkolwiek, gdyż nawet staruszki zdawały się poruszać sprawniej niż ja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, NOCNY marsz? A dokąd się nocą maszeruje? O, fajne toto, tak nocą.
      Nie wiem e. czy jakaś staruszka chciałaby Twoje biodro na dokładkę, a co temu biodru dolega? Zbadane chociaż?

      Usuń
    2. Odległość marszu nie powala w liczbach, a maszeruję się tylko w tę i z powrotem :) ale cel szczytny to i jakoś najgorsze biodro działa :)
      A biodro uszkodzone przez nadgorliwą panią położną, co to widać nie mogła się doczekać przerwy na papierosa czy tudzież kawę i z pośpiechem chciała mnie na tenże piękny świat wydostać. Nadgorliwość godna podziwu, ale im dalej w ten świat lezę, tym biodro bardziej daje znać o sobie :)

      Usuń
    3. A, to już wiem. U mnie było podobnie, mnie szeroko pieluszkowano przez bodajże rok. Tez się spieszyło... Rutyna nie jest dobra, traci się czujność, a każdy przypadek jest inny.
      Musisz ćwiczyć i wzmacniać mięśnie, żeby trzymały biodro w kupie. Tzn nie dosłownie ;)

      A ten marsz to było to zbieranie kilometrów i zamienianie ich na gotówkę na szczytny cel?

      Usuń
    4. Marsz polega na tym, że jest wyznaczona ilość km, zbiera się gromada ludzi, śmiesznie przebranych zazwyczaj, wpłaca się jakąś kwotę, którą zbiera się od znajomych przed marszem, no i potem oczywiśćie się maszeruje całą gromadą w środku nocy. A gotóweczka idzie dla hospicjum :)

      Usuń
    5. Ale fajny pomysł! I cel szczytny! To jest coś podobnego jak zbieranie w Polsce kilometrów i zamiana ich na pieniądze, chyba?

      Usuń
  3. Teraz na spokojnie przeczytalam:))) Hahaha:))) Tak to bylo z tym Olimpem! Ale podpisuje sie obiema rekami, ze po tym jak mi napisalas, ze Olimp to nic wielkiego, to przynajmniej sie nie balam! Wiec wyszlo na jak najbardziej - dobre! Ostatecznie nie zdobylismy samego szczytu. Zabraklo na poltorej godziny, ale juz dosc ostrej wspinaczki, gdzie trzeba miec juz kaski. Chce wrocic tam jeszcze, zeby nie mowic, ze brakowalo mi tylko troszke. Tylko zeby bylo tak na 100 %. Mysle jednak, jestem tego pewna, ze kazdy z nas ma inny Olimp i jego wysokosc w postaci liczb - nie ma nic do tego!!! Scisiki i serdecznie pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - zawsze się sprawdza!
      Z tym zdobywaniem własnych szczytów możliwości, masz rację. Dla niejednego takim Olimpem jest wejście na piętro, rozumiem to.
      Buziaki!

      Usuń
  4. Rozbawiłaś mnie tą wspinaczką :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, o to chodzi! :)
      Witaj na pokładzie, Katarzyno! :)

      Usuń

Po każdym komentarzu autorka robi przysiad (nadal oczywiście dodawany jest 1cm w biuście).