sobota, 5 października 2013

połknięta przez rurę, czyli wiem, co czuł Jonasz ;)

   Dyskopatia nie zabija, nie stanowi bezpośredniego zagrożenia życia, więc i podejście lekarzy do tej jednostki jest pobłażliwe. Gdy pierwszy raz wyrwało mi kręgosłup z korzeniami, a także przy drugim i kolejnym razie, lekarze, o ile w ogóle, kierowali mnie każdorazowo na badanie najtańsze, jakim jest rentgen. Jeśli się nie ma osteofitów, złamanego kręgosłupa, czy wbitej akurat sztachety, to badanie to jest chyba tylko badaniem ordynowanym pro forma, by pacjent czuł się zaopiekowany. Jest to badanie mało finezyjne i mało dokładne. Na zdjęciu RTG widać tylko i wyłącznie obniżenie przestrzeni międzykręgowych, a więc można wywnioskować dyskopatię. Nie widać jednak struktur, które chorują, a wniosek medyczny jest wysuwany pośrednio. Nie widać w jakim stanie są krążki, czy jest ucisk na rdzeń, nie widać opon, nerwów, nic.

Diagnostyka schorzeń kręgosłupa, w tym dyskopatii, którą głównie opiekuje się Kręgosłup Oralny obejmuje:

- RTG - rentgen
- KT - tomografia komputerowa
- MR - rezonans magnetyczny.

Kiedy przez kilkanaście lat wchłonęłam już na tyle dużo bekereli, że Małż mógł przy mnie czytać w nocy bez zapalania lampki nocnej, nadarzyła się nieoczekiwanie sposobność dostąpienia zaszczytu bliskiego spotkania trzeciego stopnia z urządzeniem do rezonansu magnetycznego.
Gdy odczekałam swoje (gdybym chorowała na coś uleczalnego, podejrzewam, że do badania przystąpiłabym już zupełnie zdrowa), zostałam poproszona o wypełnienie formularza kwalifikującego na badanie. Pytania o padaczkę, klaustrofobię (tu skłamałam, że nie mam, wiedziałam bowiem, że szczerość tu nie popłaca, a wręcz może mnie zdyskwalifikować), rozrusznik serca (niestety nie można odbyć badania z rozrusznikiem, no a bez też się ponoć nie da). O implanty pytanie było - prócz sztyftu pod koronką implantów brak, podobnież jak i silikonowych, niestety :/  Najgorsze pytanie dotyczyło wyrażenia mojej zgody na dożylne podanie środka cieniującego czyli kontrastu, jeśli by zaszła taka potrzeba. No i tu znowu zaczęłam się bać, że jeżeli nie wyrażę zgody, to znowu nie dostąpię łaski wejścia w trzewia urządzenia, albo, co gorsza, że badanie, owszem, odbędzie się, ale bez kontrastu to nic nie widać i żegnaj Genia. I bądź tu człowieku w zgodzie z własnymi przekonaniami i chęciami. Trochę się rozminęliśmy, ale mieliśmy jeden wspólny cel.


W końcu przyszła kryska na Matyska. Drzwi od gabinetu otworzyły się i na drżących nogach przestąpiłam próg wlokąc za sobą Małża. Stanowiliśmy doskonale medyczny przykład rodzeństwa syjamskiego o wspólnej dłoni. Pani doktor niestety odrąbała nas od siebie, kierując mnie ku przebieralni, a Małża zostawiając przed przebieralnią. Musiałam porzucić w niej tymczasowo odzienie, które miało w sobie metal, tj. spodnie, stanik, biżuterię, broń. Wyszłam li i jedynie w bluzeczce, z powiewająca pod spodem wolną piersią, w majtkach i butach. I oczywiście okularach. Krokiem japońskiej gejszy przycwałowałam ku kozetce aparatu, modląc się w duchu, żeby w tym żenującym odzieniu nie zarządzili nagle alarmu przeciwpożarowego i natychmiastowej ewakuacji. Miałam położyć się na wąskiej kozetce przypominającej wnętrze bobsleja, kierując głową ku dziurze. 

- Zaraz, zaraz, ja nie dam rady! Mam wjeżdżać z prędkością szarżującego ślimaka do tej niekończącej się tuby głową naprzód? Błagam, nie! Proszę mnie wwieźć nogami do przodu! Ja wiem, że tak to nieboszczyków, ale jeżeli moja głowa wygra w tych zawodach, to tak się skończy.
I drugi warunek - Małż musi być ze mną! Najlepiej jakby wjechał tam na mnie, ewentualnie pode mną. Jeżeli nie byłoby takiej możliwości, to musi stać przy wlocie! Jak to nie można przy wlocie? Promieniowanie magnetyczne? Aaaaa. Szkodliwe, powiada pani? E, chyba nie tak bardzo? No dobrze, to gdzie może stać? U wezgłowia? Acha, ok. Będę go widzieć? Nie? O jesuu. No dobra, ma stać za linią. Całe dwa metry od głowy. Bosz... 
Pani doktor zgodziła się na zmianę pozycji, na asystę Małża, a ulgę podkreślił spadający na podłogę głaz z mojego serca. Kolejny trzymał się mocno jak kamień żółciowy i dotyczył zdjęcia okularów. Bez okularów jestem jak niepewny kret. Niestety, wjazd w protezach ocznych był niemożliwy. Trudno, nie można mieć wszystkiego.

Zatem GO! Pod głową poduszeczka, kocyk na wierzchu, jadę. JADĘ!!!! Od razu skojarzyło mi się, że wjeżdżam do komory krematorium, pogrzebowy klimat podkreślał wyraziście Małż stojący u wezgłowia z nabożną miną i ściskanymi na padołku okularami jak pękiem kwiatów. Kiedy zaraz za moimi stopami i kolanami przyszła na połykanie moich ud przez rurę, doznałam nieodpartego wrażenia graniczącego z pewnością, że zaklinuję się tu na wieki i będą mnie wypychać z drugiej strony jak mortadelę. 

- Jesteś, Małżu?!- rozpaczliwy głos, scena jak z Casablanki.

- Jestem przy Tobie! - odkrzykuje Małż, walcząc z łopotem poł płaszcza, przekrzywiając kapelusz i poprawiając papierosa w kąciku ust ;)


Wjechałam caluśka. Z ledwością mogłam przekrzywić głowę, by zobaczyć, gdzie stoi Małż. Linia, za którą stał, zniknęła mi z pola widzenia pięć kilometrów wcześniej. Poczucie pustki, osamotnienia i narastająca panika krótkowidza. Nade mną rząd światełek jak w metrze i cichy szum chłodnego nawiewu. Chwila ciszy i... nagle wokół mnie rozszalało się Guantanamo. Jakby w rurę, w której spoczywały moje ledwo żywe szczątki doczesne waliło bejsbolami dziesięciu recydywistów, a pięciu skinów kiboli skakało po niej okutymi glanami. I tak przez okrąglutkie 20 minut. I przez te bite, nomen omen, 20 minut leciały mi po policzkach łzy, pewnie dlatego, że dmuchało mi prosto w oczy, a może tak wpływa na kanaliki łzowe pole magnetyczne ;). W dłoni ściskałam guziczek alarmowy, który miałam włączyć, gdy coś ze mną będzie nieteges. Do ostatniej sekundy walczyłam z sobą, czy już dzwonić po pogotowie, czy jeszcze zdzierżę tę agonię, w czasie której na przemian błogosławiłam konstruktora za montaż światła wewnątrz i nawiew świeżego powietrza oraz przeklinałam za całokształt wynalazku.

Wyjazd z rury należał do jednych z najszczęśliwszych momentów mojego życia, a widok Małża ucieszył mnie jak nigdy. Co te badania robią z ludźmi.

Bezpośrednio po badaniu mieliśmy w planie wyjazd do Makro. W Makro, jak w Makro. Zrobiliśmy migiem zakupy, płacimy, wychodzimy. A tu nagle jak nie zacznie piplotać bramka przy wyjściu! Zaraz pojawił się ochroniarz i sprawdza nam towar. Towar jednakże milczy. Przechodzi przez bramkę Małż, bramka jak zaklęta. Przechodzę ja - bramka wrzeszczy i świeci na czerwono. Byłam jedynym namagnesowanym produktem. Chyba powinnam przepełznąć nad tą rozmagnesowująca płytką przy kasie. I sądząc po gabarytach, kilkukrotnie.

***

Acha, wynik, no tak. Ortopeda obejrzawszy płytę CD z fascynującym filmem ze mną w roli głównej stwierdził, że hoho, mam RENTOWY kręgosłup. Ja tam widziałam tylko grube pokłady słoniny. Na zdjęciach, tak jak i w realu, są białe.


12 komentarzy:

  1. krematorium - o tym nie pomyślałam, ale to pewnie dlatego, że mój rezonans był mega przyspieszony - ledwo dostałam skierowanie i zdążyłam zdjąć buty, już mi piszczało. miło było, mogłabym to powtórzyć w przeciwieństwie, jak widzę, do ciebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ale Ci się udało szybko i bezboleśnie dla psychiki :) Ile minut byłaś w środku?
      Ja źle znoszę takie małe zamknięte przestrzenie, w samolocie robi mi się podobnie.
      Miałam okazję powtórzyć MR kilka lat później i nie było już tak źle :)
      Jednakże miałam prześwietlany tylko odcinek lędźwiowy :/ Cały kręgosłup jest zbyt kosztowny...

      Usuń
    2. wnoszę, że jestem na wskroś bezcenna, bo rypnęłam sobie fotkę całego kręgosłupa :) w życiu romana nie powiem, jak długo grzałam się w tubie, za bardzo byłam zaambarasowana wyszukiwaniem jak najmniej piskliwych dźwięków
      chyba tak właśnie jest - znienacka leci jak meserszmit

      Usuń
    3. Uuuu, toś Ty albo bardzo chora, albo bogata ;)

      Dla mnie czas inaczej w środku biegnie, Małż stał u wylotu ze stoperem, stąd wiem :)

      Usuń
  2. Nienawidzę rezonansu. Kiedy mi podali środek dożylni - tak mnie zabolała żyła i ręka, że myślałam, że umrę... Chyba pękła mi żyła, bo przez trzy dni chodziłam w bandażu nie mogąc ruszyć ręką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może oni tam są zatrudnieni tylko po to, żeby dobijać nierokujących? Niezbadane są ścieżki NFZ.
      A wyniki badań chociaż optymistyczne w wydźwięku?

      Usuń
  3. Ha, ha, piękny opis, mimo tragizmu sytuacji :)))
    Raz mnie powalił kręgosłup na całe dwa tygodnie. Ból rzeczywiście wyrywający trzewia.
    Rezonansu magnetycznego nie miałam, ale tez mam klaustrofobię, więc nie wiem, jak bym to przeżyła.
    Generalnie zawsze żegnam się z życiem jak muszę iść na jakiś zabieg - tu wychodzi moja pesymistyczna strona.
    Na razie jednak żyję i cieszę się, że to samo jest i Twoim udziałem.
    Zakupy w Makro po rezonansie - piękna sprawa :)))
    A i grafika przecudnej urody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Fidrygauko :) Aby dostąpić zaszczytu audiencji u RM trzeba swoje odczekać i mieć kilka epizodów, po pierwszym, drugim, trzecim, to oni tylko z rentgenem się każą zaprzyjaźniać.
      Szkoda, że mężczyźni z Małżem na czele nie wyczuwali jakoś mojego ponadnormatywnego magnetyzmu ;)

      Usuń
  4. Brońcie mnie niebiosa przed tym diabelskim wynalazkiem, obym nigdy się w tej hałasującej rurze nie znalazła. Dzielna z Ciebie kobita! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, e., człowiek przetrzyma wszystko. Powtórzę za szymborską Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. :)

      Usuń
  5. Po rentgenie wychodzi żem zdrowa, a po rezonansie, że będę kaleką lada dzień. Trza robić rentgen zdrowsza dokonam żywota ;))) no i bez dodatkowych stresów ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu pies pogrzebany, Mirabelko. według rentgena ja też jestem okazem zdrowia! Pewnie NFZ taki żartowniś- ktoś marudzi, że go plecy łupią, kierują delikwenta zatem na rtg (pamietamy, że tani i pro forma), a tu się okazuje, że symulant! Oszust! Podszywa się pod pacjenta i chce ssać z piersi NFZ! rentgen mówi- zdrowaś! I zdrowaśkę odmówi, być może, w intencji. I pacjent zadowolony z diagnozy i NFZ :)
      Przy tak dalece rozwiniętej medycynie nie ma ludzi zdrowych ;)

      Usuń

Po każdym komentarzu autorka robi przysiad (nadal oczywiście dodawany jest 1cm w biuście).