Dzień drugi mija nieubłaganie, odkąd spoczywam na marach. Ciałem mym wstrząsają gorączkowe dreszcze, bynajmniej nie z pożądania, a jak już, to skierowane ku poduszce elektrycznej. Między nami zawsze iskrzy pod kołdrą! Temperatura mego zewłoka przeszła granice zdrowego rozsądku. Z trzech strategicznych otworów w czaszce wypływa mi ciecz tak odrażająca, że spuszczę na nią kotarę z chusteczek. Mam bowiem w szerokim wachlarzu niedyspozycji, o sardoniczny Losie, alergię na toksyny bakteryjne. Wystarczy, że załapię katar (tym razem uprzejmie doniósł Mat), a wikła się dwa tygodnie, powodując ból głowy, gardła, zębów, oczodołów. W tym przypadku ulgę przyniosłaby dekapitacja.
Ale nim pogrążę się całkowicie w malignie i zanim kaszel wygeneruje takie ciśnienie śródczaszkowe, że wystrzeli mi ciemię w sufit, pozwólcie, że dzisiaj zrobię furorę. Opowiem Wam bowiem o najlepszej imprezie, w której uczestniczyłam ever. Wspomnienie to, nie tyle mgliste, co przykurzone, odzyskało swe nasycone barwy i soczystość po lekturze postu Kruszyzny "Coś do zabawy? Wózek inwalidzki!" KLIK!
fot. z ww postu na Dzieciowo mi! |
Zanim zacznę rozwijać ten sparciały sznurek z zaśniedziałego uzwojenia, naszkicuję rys historyczny procesu swojej integracji z częścią społeczeństwa zwaną niepełnosprawnymi. W życiu bym tak nie pomyślała o swoim Dziadziusiu Eugeniuszu, o którym czytaliście TUTAJ. Mój Dziadziuś nie miał nogi, miał za to protezę z pięknym wypastowanym butem w kolorach brązu, z lekkim maźnięciem wiśni przy szwach. Prócz tego miał cukrzycę i aplikował sobie sam w tę nogę zastrzyki z insuliny. Czasem chodził o kuli, czasem o dwóch, a czasem podpierał się laską.
Idąc tym tropem dalej, od urodzenia żyłam wśród pacjentów, strzykawek, igieł
wielorazowego użytku, fiolek, ksiąg medycznych, grubaśnych, a mądrych. Całym kramem nieożywionym
zarządzała Babcia, która sterylizowała wszystko w srebrnych autoklawach przecudnej
urody. Na jednym palniku strzykawki, zaraz potem kompot.
W suterenie naszej willi mieszkał Pan Welter, który miał sztuczną rękę. Ręka była ukryta w czarnej rękawiczce, druga, oparta była zawsze na lasce, ponieważ Pan Welter z racji wieku był również chromy. A wszyscy oni moczyli swe sztuczne zęby w szklankach. Obok, na działce mieszkał również pan bez dłoni (i tu również czarna skórzana rękawiczka!).
Nie pomyślałabym jako o inwalidce o Babci Innej (tym z lekka
szokującym mianem ochrzcił mamę Taty mój brat we wstydliwych czasach
dziecięctwa, gdy nie potrafił jeszcze wypróżnić się samodzielnie). Babcia Inna była po podwójnej mastektomii i pokazywała mi swoje protezy. Były to takie śmieszce koszyczki. Obecnie Jej córka, a moja Matka Chrzestna, jest również po mastektomii oraz po kilkunastu innych operacjach. (Trochę jestem obciążona genetycznie, co?) I również szprycuje się insuliną. Z ta różnicą, że w brzuch.
Moja inna Ciocia jest 22 lata po wylewie. Pękł tętniak. Ma niedowład prawej połowy ciała, chodzi o kuli, ma szynę na nodze i afazję. A serdeczna koleżanka Taty nie miała policzka, tylko wyrwę zrobioną odłamkiem bomby. Uśmiech miała na drugim policzku. Tata nazywał ją Krycha Spirytuśnica; z bratem przez wiele lat zastanawialiśmy się nad genezą tej kolorowej ksywki, nie czując nigdy z policzkowych ust Krychy woni alkoholu. Okazało się, że jest ona szefową działu, w którego podziemnych, krętych lochach przechowywany był m.in. spirytus potrzebny do herbapolowskich leków.
A przyjacielem Taty był Staszek Makowski. Staszek był przemiły, ale straszliwie się jąkał. Podczas przyjęcia urodzinowego u niejakiego Hipolita, Staszek wzniósł kielich i zwraca się do kolegi:
A przyjacielem Taty był Staszek Makowski. Staszek był przemiły, ale straszliwie się jąkał. Podczas przyjęcia urodzinowego u niejakiego Hipolita, Staszek wzniósł kielich i zwraca się do kolegi:
- Hip... Hip...Hip..
-HURRA!!!! - wypala Tata.
Zapomniałam dodać, że w mojej rodzinie byli ludzie bardzo grubi, mali, wysocy, z okularami, sztucznymi zębami, caaaaały przekrój. I cztery rodzaje wymawiania R (tu śmiem wysunąć hipotezę, że jest to uwarunkowane genetycznie, nie środowiskowo)
Zapomniałam dodać, że w mojej rodzinie byli ludzie bardzo grubi, mali, wysocy, z okularami, sztucznymi zębami, caaaaały przekrój. I cztery rodzaje wymawiania R (tu śmiem wysunąć hipotezę, że jest to uwarunkowane genetycznie, nie środowiskowo)
Tak więc dopiero w wieku późniejszym dowiedziałam się, że są to ludzie
NIEPEŁNOSPRAWNI. Hm. Niech mi który sprawny robi taki obiad, jaki
potrafiła zrobić moja Babcia! Albo i sweter na dwunastu drutach! Albo niech tak pięknie maluje jak Ciocia!
Niepełnosprawni! Pf! A to dobre sobie! Hhahahaha. Niepełnosprawna to jestem
ja, łamaga, która przypala bigos!
W szkole podstawowej była jedna dziewczynka z achondroplazją, druga bez palca wskazującego. Pierwsza grała na pianinie.
Po tej dygresji, przenieśmy się we wczesne lata 90-te. Z moim narzeczonym, wspomnianym Mareczkiem, postanowiliśmy odwiedzić jego największego przyjaciela, Picia. Piciu, nie wiem jakim cudem, był stróżem nocnym w ośrodku rehabilitacyjnym dla dzieci. Nie pamiętam, czy zadzwoniliśmy po koleżankę, czy od razu z nią pojechaliśmy do ośrodka, niemniej dojechaliśmy. I oczom naszym ukazał się raj dla fizjoterapeutów. Piłki, drabinki, wózki, wanny z hydromasażem! Urządziliśmy sobie na sali gimnastycznej jazdę na wózkach i wózkowy mecz piłki ręcznej. Uprzedzę pytania - byliśmy trzeźwi jak świnie. Piciu i długowłosy Mareczek mieli po blisko 2 metry wzrostu i łapy jak łopaty o zasięgu 4m, co nadawało scence rys jeszcze bardziej komiczny. Impreza wszech czasów. Z nocną kąpielą w jaccuzzi.
***
A najgorsze z najgorszych jest to, że pisząc tego posta, jem delicje i nie czuję ich smaku! Sadyzm i niepełnosprawność!
"pozwólcie, że dzisiaj zrobię furorę" :o))).
OdpowiedzUsuńBiedna Pandemioniusia, smak i żywotność Ci odjęło, grunt,ż e talenta nienaruszone! Ślę elektroniczne antybakteryjne okłady ze znaków przestankowych :::::::::::::::::::::::::,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-----------------------------.......
Och, dziękuję! Najlepiej robi mi masaż z wykrzykników! Jeeeeeszczzeeeeee! Ooooooooooooo, jak mi dooooooooobrze...
Usuń...
...
...
ooooooooooooo!!! Czuję, jakby łaziło po mnie stado mrówek na obcasach!
ojejej, to ja juz lisowi Stefanowi, który ostatnio wszedl w posiadanie rakiety, cala walizke zdrowia daje i niech do gwiazdozbioru skorpiona leci czympredzej i dostarczy!!!
OdpowiedzUsuńJak to miło ze strony Stefana! Zwłaszcza, że sam nie posiada ubezpieczenia zdrowotnego, a i kontakty z funkcjonariuszami służby zdrowia odbiły się na jego zdrowiu i kondycji! O, słyszę, że rakieta parkuje! Coś sapie i stęka. O? On powiedział brzydki wyraz! Lecę otwierać, dziękuję Diable!
UsuńSMAK poczuć, jedząc Delicje? A co tam ma smakować - spulchniacze, barwniki, czy konserwanty? ;) Żeby poczuć smak, nawet z nosem zalanym betonem, należy wziąć ząbek czosnku, umaczać w occie, posypać sproszkowaną papryką chili i dokładnie przeżuć. Eksplozja zmysłów gwarantowana - poczujesz smak, ogień, słone łzy, a do tego wróci Ci węch i w ogóle będziesz wyostrzona jak brzytwa ;)
OdpowiedzUsuńCzy już po kata(r)klizmie? Bo ja dopiero wracam na łono internetu po "wakacjach z Mamą" i sprawdzam, co gdzie słychać :)
Wiem, powinnam się z tego wyspowiadać, bo to jak zamach na własne życie. Ale dlaczego te zakazane i grzeszne rzeczy są takie dobre?!
UsuńAle i czosnek zazwyczaj chiński i termojądrowy!
Tak, już po, dziękuję, powoli wracam ze strefy cienia.
Mój wujek nie ma obu nóg od kolan - chodzi na protezach i ani myśli kiedykolwiek przejść na wózek inwalidzki. Grunt, to nie poddawać się chorobie i wypadkom, tylko starać się wrócić do jak najpełniejszej normalności.
OdpowiedzUsuńTak, Humanos, zgadzam się w stu procentach. Siła woli, determinacja, cel i dobra motywacja działają cuda. Ja wierzę we wszystko, wliczając w to cuda.
UsuńDobrze, że wpadłeś, wiesz? Może wyląduję kiedyś u Ciebie na kozetce? :)