niedziela, 31 sierpnia 2014

Przechodzimy do ćwiczeń właściwych

     Dochodzą do mnie niepokojące wieści, jakoby pacjenci się trochę zniecierpliwili moją tu nieobecnością, do tego stopnia, że, cytuję: powyjmowali sobie szczęki  i piaskiem z kieszeni szorują, bojąc się wyjść z poczekalni do domu, żeby Pani Doktor nie przegapić! No ja nie wiem, co za duch w narodzie! Do specjalisty to się czeka moi mili miesiącami, a tu nawet jeden jeszcze nie minął! Każdy by tak chciał, że codziennie do innego lekarza, a to recepta, a to lek, no jeszcze czego? Może w główkę cmokać? No luuuudzie! Tu się poważnie choruje, a Wy zachowujecie się, jakbyście NFZetu nie znali! Rozgrzewkę mieliście robić! A rozgrzewki nie robi się w 5 minut, dlatego zostawiłam Was, żebyście solidnie się rozgrzali! 40 stopni było i to nie pod pachą!

Jak wiecie ze Skorpiona w rosole, byliśmy w górach. Raptem cztery dni, ale sukcesów podczas wojaży było mrowie! Pierwszym z nich było to, że nie walnął mi kręgosłup! Glorija! Drugim było to, że nie utonęliśmy w wezbranych potokach. Trzecim i nie ostatnim było to, że uniknęliśmy rażenia piorunem. Tym razem chybiło i łupnęło w drzewo u sąsiada. Ostateczną chwałą oblekliśmy się zdobywając Gubałówkę (1120m n.p.m) od południowego stoku. Małż już w przeddzień zaczął pakować prowiant, traperki z rakami, namiot, kocher i małą butlę gazową. Pech chciał, że od tej strony kursowały wagoniki.

     Dobra, to ja już się rozgrzaliście, to nie traćmy czasu, bo jeszcze mi tu ostygniecie zbytnio, a niektórzy, najwięksi symulanci, gotowi są pójść o krok dalej i ostygnąć na wieki wieków.  A potem to już tylko można bawić koronera i zbierać do czapki od ZUSu. A słyszał kto, żeby ZUS dawało czapki? Bo do czapki to już w ogóle.

Przechodzimy zatem płynnie do gimnastyki.
Dzisiaj polecę Wam kilka ćwiczeń, które, jak zwykle tutaj, mają drugie, ukryte dno. Nie odkryję Hameryki, jesli powiem Wam, że będziemy piec ponownie dwie pieczenie w jednym piekarniku. Jako, że pogoda jeszcze sprzyja wentylacji płuc świeżym powietrzem (mieszkańcy Śląska mogą wykonywać je w domu nad doniczką z paprotką), proponuje się co następuje:


     Wymachy odnóży ze zraszaniem grządek najlepiej wykonywać na boso - raz, żeby nie ochlapać obuwia, dwa, znane były przypadki, kiedy obcas utknął w sitku konewki. Precedens miał już miejsce jakiś czas temu, skąd powędrował na wybiegi największych modowych marek. Zazwyczaj takie pokazy to efekt takich faux pasów i nocnych popijaw. A potem tacy kreatorzy usiłują nam wcisnąć płaszczyk z guzikiem na plecach i żabotem.
Nie muszę chyba mówić, że machać odnóżami trzeba naprzemiennie? Ćwiczenie można wykonywać w marszu, w drodze do sklepu. W drodze powrotnej do ćwiczenia dokładamy element wytrzymałościowo-siłowy w postaci zakupów po 10 kilo na każdą rękę. W konewce można donosić piwo mężowi, a w rękach reklamówki z kurczakami z rożna i peklowaną golonką.

 


     Ćwiczenie drugie polega na obustronnym unoszeniu odnóży krocznych i zataczaniu nimi łuków w taki sposób, by ze skoszonej trawy powstały foremne kupki siana. Ćwiczenie to zalecane jest zaraz po odzyskaniu przytomności i po omdleniach, bowiem unoszenie nóg pobudza cyrkulację krwi w arteriach. Należy pamiętać, by wykonywanie tego typu ćwiczeń odbywało się w odpowiednim stroju. Odpowiednim, a więc rzucającym się kolorystycznie w oczy (zalecana jest odzież neonowa, pod warunkiem, że nie padło się w jaskrach), najlepiej, by nie była to tak lubiana przez sportowców odzież typu dry fit, ponieważ znalezienie delikwenta w tak przewiewnej odzieży jest po kilku upalnych dniach niemożliwa. Zalecane są poliestry starego typu (po kilku dniach tworzy się kolorowy balon nad miejscem spoczynku napęczniały od gazów lżejszych, acz smrodliwszych od powietrza), a także wszelkiego rodzaju kresze (przy rozszarpywaniu ciała przez dziką zwierzynę odzież emituje donośne dźwięki).



Ćwiczenie trzecie polega na miarowym uderzaniu urządzeniem napędzanym ręcznie, a które powoduje eksodus roztoczy domowych. Ruchy wykonujemy energicznie, naprzemiennie, przy każdym wymachu klękamy na kolano naprzeciwległe i ubijamy ziemię pod młodymi źdźbłami trawnika. Ćwiczenie wykonuje się najlepiej w obuwiu typu szpilka, podwyższając stopień aeracji trawnika. Gdy waga nasza wynosi powyżej 90kg, można zaryzykować już brak wałowania. 


     Po zakonczeniu gimnastyki (prawda, jak szybko to zleciało? A mówicie, że 15 minut ćwiczeń to wieki!), możemy juz oddać się samym przyjemnościom! No, to ja lecę na deskę!
 

I żeby nikt mi tu nie zasłaniał się, że kule, że brak nóg, że go boli, albo, że ma zwolnienie z WF-u!




I zbiórka za 3 tygodnie!* W tym samym miejscu o tym samym czasie! Kręgosłup Oralny ma bowiem roczek!


*coś koło tego, wszak godzina umówionej wizyty w gabinecie jest czasem orientacyjnym.


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ćwiczenia, wakacyjny szyk obuwniczy i szok stawowy oraz co nowego mi się przyplątało

     W zeszłym tygodniu miałam żółtaczkę. Objawiła się tak, jak u palaczy - pomarańczowo-żółtymi opuszkami palców. Najpierw zżółkł malutki paluszek, a potem wskazujący i fakof. Wszystkie u lewej dłoni. To ci ciekawostka. Małż orzekł, że mi się zrobiło tak od ścinania pędów lawendy, no ale lawenda jest lawendowa. Ja rozumiem mniszek lekarski, słonecznik, nasturcje, jaskółcze ziele. No ale nie lawenda! Zwłaszcza, że plamy te nie były na skórze, lecz pod skórą  i bardzo przypominały plamy opadowe. Po dwóch dniach żółtaczka ustała (może to wybroczyny po zażywaniu zamiennika Vitroftu - L-lizyny, Hy-Bio i rutinoskorbinu?) Nie wiada.
    
 Po samoistnym uzdrowieniu żółtaczki przepełzło mi to na prawicę i osiedliło się w stawie palca wskazującego, tuż za paznokciem, a także w nadgarstku. Zmieniło jedynie postać z kolorystycznej na bólową. Dolegliwości są upierdliwe głownie nad ranem, dzisiaj bolały mnie już wszystkie stawy w palcach obu rąk. Mam albo rzs albo gościec. Pewnie też dwu-trzydniowy ;)

     Trzeba wrócić mi powoli do ćwiczeń. Upały już ustały, wszak jedziemy na wakacje. Rzeczą pewną jest, że, nawet gdy kaktusy więdną przy 60C, a skóra chłonie ultrafiolety, to gdy wyjeżdżamy my - pada, jest gradobicie, które pokazują w TV, a urwanie chmury powoduje wezbranie rzek i podtopienia. Temperatury na pewno nie będą przekraczały 20C. Możecie nas zawsze pytać, kiedy wybieramy się na urlop i, po konsultacji, jechać w innym terminie. Będziecie mieć krystaliczną pogodę, zaręczam!
Wyjazd ten jest z mojej strony próbą samobójczą, gdyż zamierzamy zdobyć Tatry. Co prawda samochodem. Potem zacznie się survival - wjazd kolejką na Gubałówkę, spacer po Dolinie Kościeliskiej oraz obrona przed doznaniem wylewu krwi do mózgu i rozerwania płuc z powodu rozrzedzonego powietrza. Nie wspominając o nadciśnieniu tętniczym, które rozerwie z pewnością me arterie. Ale czego nie robi się dla dzieci, potomków form nizinnych! Pokazuje się nawet Giewont przez góralskie okienko!

    Jako rzekłam, czas szlifować formę. Trzy miesiące ostrej fazy mego krwistego męta minęły, a więc czas, który dałam sobie na wchłonięcie go. Nie wchłonąwszy go jednak, zamierzam go zabić moją ignorancją. A'propos. Doszłam do tego, co ja właściwie widzę, gdy patrzę, a nad czym zastanawiałam się w przedpoprzednim poście. Niestety, z całej rodziny widzę to tylko ja, więc czuję się wyalienowana zdziebko. Mam cichą nadzieję, że Wy też to macie. Największa nadzieja w Momarcie ;) Niemniej wszyscy podczas tych piekielnych upałów mogą mi pozazdrościć śniegu optycznego! Jak widać, snuje się za nim ogon kolejnych niedyspozycji. Ten blog nie umrze nigdy!

     Nie mitrężąc zbytnio czasu, przechodzimy gładziutko do rozgrzewki w pomieszczeniu. Zaletą ćwiczeń jest to, że możemy je wykonywać podczas czynności dnia codziennego. Wręcz niezauważenie i od niechcenia. W ten sposób osiągamy kilka celów: gibkość, jędrność, elastyczność, a przy tym czyste meble i bezkres powierzchni poziomych. Nie mówiąc o machniętym przy okazji trzydaniowym obiedzie i polepszeniu kontaktów małżeńskich.

     Zaczynamy od zamiatania. W drugiej fazie ćwiczeń można przejść brawurowo do mopa. Od czystej podłogi do gibkiego kręgosłupa w odcinku lędźwiowym tylko jeden krok!


     Po ogarnięciu linoleum, czas na ćwiczenia ogólnorozwojowe z... no właśnie  z czym? Wykażę się teraz kompletną indolencją w nazewnictwie narzędzi kuchennych, ale co to u licha jest? Dusiciel ziemniaków? Analogowa maszyna do puree? Pogromca skrobi? Kto wie?
A obiad się gotuje, niech Was nie zmyli, że na kuchence tylko przypala się woda w czajniku. 


     Gdy mięso w piekarniku dochodzi, yhy yhy, wykonujemy jaskółkę i czyścimy miejsca zabrudzone zawartością pieluch i śliniaków najmłodszych członków rodziny. Ewentualnie najstarszych, jak wiadomo bowiem, życie zaczyna się w pielusze i w niej się kończy. 
Można też sprawdzić, czy nie odpryskuje politura i zapastować ubytki. Trzeba uważać, by nie omsknęły się ręce, wtedy bowiem ubytki będą większe, a zawartość portfela mniejsza. Dentyści wszak nie tanieją.


     Po konserwacji mebli, ugotowaniu obiadu, czas pozmywać naczynia po sobie i dzieciach. Nad zlewozmywakiem wykonujemy serię przysiadów i ćwiczeń rozciągających, poprawiając cyrkulację w naczyniach limfatycznych i obiadowych.


     Wchodzimy w fazę kulminacyjną rozgrzewki, szykując się na powrót męża z pracy. Wyczuwamy to organoleptycznie oraz za pomocą bioprądów i wyczuwania promieniowania aury. Przy okazji ćwiczymy mięśnie grzbietu i skośne brzucha. Tych nigdy nie za wiele, zwłaszcza po porodach.


     Po rozgrzewce czekamy już tylko na powrót męża z pracy w jedynie słusznej pozycji, rozciągając mięśnie przykręgosłupowe, przy okazji sprawdzając, czy wikol wystarczająco chwycił.


     Jeszcze a'propos stawów. Dla ludzi, którzy mają je zdrowe proponuję jeziorny i stawowy obuw. Hit Mazur, wakacyjny przebój, must have kurortów. Wersja wieczorowa:




A dla tych, którzy nie nabijają ryb na szpile wędzarnicze, ale chcących pozostać w temacie i na fali, pozostają płaskacze i plaskacze w wersji kolejno: wieczorowej, dziennej, czyli tzw zapierdalanki oraz wersja sleepersów- wieczorno-nocna, wybitnie plaskająca i śliska. W takich dyskopaci mogą tylko leżeć.






W następnym odcinku zapoznamy się z ćwiczeniami.
Być może przyplącze się do mnie kolejna jednostka chorobowa. 
Albo będzie zupełnie odwrotnie, kto wie!
Tak, czy inaczej, będzie się działo!