sobota, 5 lipca 2014

O oczach, mętach, śladach i gimnastyce pod gołym niebem

     Jestem człowiekiem stu twarzy, pięciu przemian i tysiąca chorób. A nawet kobietą.
Jako, że wyznaczony termin nadszedł, kilka dni temu temu konsultowałam z lekarką w randze oczologa moją czarną plamę w ciałku szklistym, która pojawić się raczyła na początku maja. Męty są nadal. Zaskoczenia brak. Podejrzane przez rozszerzoną chemicznie źrenicę, zlokalizowane zostały, jak opierają się o siatkówkę i dłubiąc małym palcem w zębach popijają wino z siarką z gwinta i  zagryzają parówką.

     Ponoć stan ostry trwa 3 miesiące, podczas których zakazany jest wysiłek fizyczny, podnoszenie ciężarów, stres i denerwowanie się. Muhahahaha! No. Już. Stosuję się wybiórczo, bo ciężarów i tak nie dźwigam od 3 lat, ale w dalszym ciągu nie ćwiczę, żeby nie stracić wzroku przy wysiłku. Nie wiem co pierwsze mi się odklei - siatkówka czy kręgosłup. Zakłady przyjmuje jak zwykle Małż. Okulistka uśmiechając się nad receptą dawała mi wskazówki, co mam robić, gdy zacznę widzieć galopującą ciemność. Najlepiej nie robić nic i rączo pędzić na izbę przyjęć. - Ale to oczywiście panią nie spotka- roześmiała się rozbrajająco. No. To mam kolejny kamyczek w ogródeczku mojej hipochondrii. Dopiero co, styrana Hipochondria, bidula, zaorała ten ugór z mętami, poklepała zagony po turniach, jakoś tak ugłaskała glebę i obłaskawiła stado ryjących nerwy kretów, gdy wtem bach. W kamyku okulistki zdetonował się ładunek wybuchowy. No i pracuj od początku, grab i gładź. O dolo, moja dolo!
A dopiero niespełna tydzień temu miałam zapalenie kaletki maziowej biodra prawego, a nawet dysplazję stawu. Oraz zrzeszotnienie kości i uraz więzadeł kolanowych. Nie mówiąc o chorobliwym otłuszczeniu zarówno podskórnym jak i wielonarządowym. Po dwóch dniach okazało się, że nie potrzeba mi protezy, bo źle spałam w nocy. Tęsknię do ćwiczeń, co tu kryć. Sztywnieję i wiotczeję na zmianę, dziadzieję, czuję, że dostaję raka prostaty. Mam jądra w zaniku i sypnął mi się wąs. Mata porasta pajęczynami i pleśnią. I chociaż joga jest zabójcza dla mnie, bo jest tam szereg niesymetrycznie ustawiających ciało, ćwiczeń, to dwa z asanów są w moim arsenale i z chęcią bym je wykonała. No ale nie. Oczy. Jasny gwint. I męty!


 

Z prawej układ dowolny ćwiczeń, wystarczy krzesełko i ławeczka, więc zestaw jest nazywany wakacyjnym. Strój dowolny, ważne, by nie opinał ciasno ciała. Luz, swoboda, nonszalancja.

Lubię jeszcze jeden zestaw ćwiczeń, odchudzający. Ale uwaga! Jest to cykl ćwiczeń o wysokim poziomie trudności, mogą go wykonywać osoby o niezwykle giętkim ciele i umyśle. Układ ćwiczeń i choreografia trudny do opanowania, ale nie niemożliwy. Kilka dni ćwiczeń i można osiągnąć jako takie wyniki. Do najważniejszych należy czysta podłoga. A oto i one:


A gdybym nie miała mętów, wtedy wiadomo:



 I w parach, a jakże, z Małżem, takie tam, przed śniadaniem:



A, jako, że są wakacje i z pewnością będziecie przemieszczać się po świecie, musicie znać trendy w dziedzinie pojazdów, żeby podkreślić przynależnośc do sekty dyskopatów i innych popaprańców zdrowotnych. Latem królują jednoślady:
 


Dla osób spragnionych kontaktu z przyrodą i hm życiem pełną piersią, czteroślady:


I obyśmy się nie spotkali w dwuśladzie na sygnale. Czego winszuję zarówno Wam, jak i sobie przy pierwszym wakacyjnym weekendzie!